niedziela, 2 kwietnia 2017

Bieszczady, Pieniny, Gorce, Beskid Mały i Beskid Śląski ekspresowo

[Lipiec 2016]

Chciałem w tym roku odbyć jeden dłuższy, wakacyjny wypad w góry (najlepiej Alpy, południowe Karpaty lub Kaukaz). Przygotowania do tego zacząłem zaraz po moim ostatnim pobycie w Tatrach czyli naprawdę wcześnie. Co więc mogło stanąć mi na przeszkodzie ? Jak się później okazało całkiem sporo.

Pierwszy z moich planów zakładał wrześniowy trekking wokół Matterhorn'u lecz niedługo potem dowiedziałem się, że w tym właśnie czasie powiększy się moja rodzina więc siłą rzeczy zostanę przy żonie. W wyniku poszukiwań dalszych opcji miała być Gruzja w lipcu, jednak ten pomysł odpadł z racji na znikome zainteresowanie wyprawą. Kolejny efekt poszukiwań to ponowne zwrócenie oczu w stronę Alp, a dokładnie na szkolenie ferratowe i wysokogórskie organizowane przez Waldka Niemca z Kilimanjaro. Zanim jednak podjąłem decyzję skończyły się wolne miejsca na interesujący mnie termin. W tak zwanym międzyczasie pojawiała się także propozycja wypadu w Tatry Słowackie ze znajomym z forum npm.pl jednak planowane wycieczki nieco przekraczały mój obecny poziom górskiego zaawansowania. Zniechęcony niepowodzeniami skłonny byłem nawet zrezygnować z wyjazdu, ale ostatecznie powiedziałem sobie, że jak się nie ma co się lubi to się włazi gdzie popadnie.

Tym sposobem narodził się pomysł na tygodniową samotną wyrypę, będącą w rzeczywistości objazdówką po polskich górach połączoną z kolekcjonowaniem kolejnych szczytów w ramach Korony Gór Polski. Planowanie wycieczek na kolejne dni z uwzględnieniem "aktywności górskiej", przejazdów i noclegów wraz z ich rezerwacją zajęło mi sporo czasu, ale ostatecznie udało się spiąć wszystko w spójną całość.

Ambitny plan zakładał odwiedzenie w ciągu 7 dni dziesięciu pasm górskich i pozyskanie 9 szczytów wchodzących w skład KGP. Oprócz tego jeden dzień postanowiłem poświęcić w całości na Pieniny w których ostatni raz byłem ok 20 lat temu, a które od dawna leżały na mojej liście. Na tym etapie nie pozostało mi zatem nic innego jak doposażenie ekwipunku, wydruk potrzebnych map i śledzenie serwisów pogodowych w oczekiwaniu na początek wypadu.

Dzień 1

Wołosate - Tarnica - Wołosate [Bieszczady]

O Bieszczadach sporo już wspominałem we wcześniejszych postach. Są to góry które zawsze chciałem poznać bliżej, ale ciągle coś stawało mi na przeszkodzie lub zwyczajnie były mi nie po drodze. Tym razem planuje odwiedzić je błyskawicznie wyjeżdżając z domu teściów do Wołosatego z którego wejdę na Tarnicę, a następnie wrócę na około przez Halicz i Przełęcz Bukowską. Nie ukrywam, że ta konkretna trasa od dawna siedziała mi w głowie, więc tym bardziej nie mogę się doczekać jej "realizacji". Wczesnym rankiem wsiadam w samochód i po niecałych 3 godzinach jazdy parkuję w Wołosatym. Szybko przebieram się z cywilnych ciuchów w trekkingowe i wznoszę oczy ku niebu. Prognozy pogody zapowiadają pogodę jw kratkę jednak póki co jestem dobrej myśli. Szybko ruszam w stronę "kasy" gdzie uiszczam stosowną opłatę, podbijam książeczkę KGP i ruszam na szlak.

Początek szlaku w Wołosatym
Początek szlaku w Wołosatym
Szlak początkowo prowadzi przez dosyć przyjemną łąkę z przecinającym ją sznurem turystów wśród których dominują osoby w kwiecie wieku oraz rodziny z dziećmi. Okoliczne szczyty ukryte są w chmurach jednak pogoda póki co jest ok. Szlak jest mokry po niedawnych opadach i miejscami błotnisty ale to przecież żadna nowość dla wybierających się w Bieszczady. Szybko mijam wolniej idących spacerowiczów i wchodzę do lasu, w którym zdecydowanie temperatura zmniejsza się na rzecz ilości błota. Powoli zyskuję wysokość przemierzając mocno zdeptaną ścieżkę co jakiś czas urozmaicaną kamiennymi schodami. Mijam idące w obie strony osoby wymieniając sporadycznie pozdrowienia i po pewnym czasie dochodzę do wiaty znajdującej się przed granicą lasu. Tu zatrzymuję się na chwilę przerwy obserwując ludzi schodzących z góry i wcinając kabanosy zastanawiam się czemu prawie wszyscy schodzą szybko i w kurtkach przeciwdeszczowych.

Leśny odcinek szlaku

Leśny odcinek szlaku
Chwilę po wyruszeniu z wiaty dochodzę do granicy lasu która wita mnie mżawką oraz wyjaśnieniem zagadki ubioru i tempa schodzenia mijających mnie ludzi.

Widok na granicę Mordoru
Oto bowiem dostrzegam granicę pogody i niepogody, Wołosatego i Mordoru. Wyciągam z plecaka kurtkę i ruszam dalej w kierunku Przełęczy pod Tarnicą mijając turystów zastanawiających się nad odwrotem. Po cichu liczę na to, że chmury znajdują się na tyle nisko aby wierzchołek Tarnicy był ponad nimi. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że jest to wyłączenie myślenie życzeniowe, ale czymś się trzeba pocieszać. Od tego momentu cały czas idę w gęstych chmurach, które kradną wszelkie widoki. Otaczająca mnie mżawka ma charakter bardziej "ciężkiej mgły" niż faktycznego opadu. Tak czy inaczej szybko dochodzę do słynnych schodów na Tarnicę prezentujących w taką pogodę wszystkie swoje wady i minusy.

Słynne schody na Tarnicę

Słynne schody na Tarnicę

Co ciekawe ilość osób na szlaku wcale nie spada, a na samej przełęczy spotykam całkiem spore grupy turystów. Co prawda większość z nich rozgląda się zniechęcona wokół siebie z miną pod tytułem "co ja właściwie robię ze swoim życiem" ale są. Ja oczywiście wchodzę na szczyt Tarnicy gdzie proszę kogoś o zrobienie zdjęcia na potrzeby weryfikacji KGP.

Tarnica 1346m npm.

Na szczycie jest chłodno, mokro, tłoczno oraz bez widoków więc stwierdzam, że nic tu po mnie  i schodzę na przełęcz, aby zastanowić się co dalej. Na poprawę pogody się nie zapowiada, a przejście w takich warunkach przez Halicz i Przełęcz Bukowską jest w gruncie rzeczy sztuką dla sztuki. Ponieważ czas mnie nie goni postanawiam zejść kawałek w stronę Przełęczy Goprowskiej gdzie znajduje się kolejna wiata i tam pomyśleć co dalej. Na miejsce dochodzę szybko lecz w zakresie pogody nic się nie zmienia. Czekam jeszcze chwilę po czym ostatecznie stwierdzam, że dalsza wędrówka nie ma sensu i wolę zostawić sobie ten szlak na lepsze warunki. Wchodzę z powrotem na przełęcz i schodzę prosto do Wołosatego. Gęste chmury i mżawka towarzyszą mi ponownie do granicy lasu, który jest jakby bardziej mokry niż podczas podejścia. Wiedząc, że nic więcej już dzisiaj nie wyczaruję szybko schodzę tracąc wysokość. Na łące nad Wołosatym odwracam się na moment w stronę Tarnicy i obiecuję Bieszczadom, że jeszcze się polubimy. Tymczasem jednak wracam na parking i do domu zbierając siły przed kolejnym, zasadniczym etapem wycieczki.
Ostatnio rzut oka w kierunku Tarnicy

Trasa pierwszego dnia


Dzień 2

Krościenko - Trzy Korony - Sokolica - Schronisko Orlica [Pieniny]


Wczesnym rankiem ładuję się w samochód i wyruszam na zachód. Dzisiejszy dzień planuję w całości przeznaczyć na Pieniny na których wyjątkowo mi zależy. Ostatni raz byłem tu ponad 20 lat temu przy okazji kolonii, a z samej wycieczki poza spływem Dunajcem i zamku w Nidzicy niewiele do dzisiaj pamiętam. Opinię na temat tego pasma są natomiast spójne - piękne i bardzo zatłoczone. Czas skonfrontować to z rzeczywistością.

Pierwsze potwierdzenie słuszności obrania Pienin na dzisiejszy cel odnajduję jeszcze przed dojechaniem do Krościenka. Zaraz po opuszczeniu autostrady pojawiają się bardzo miłe dla oka widoki, które z każdym pokonanym kilometrem zdają się jeszcze bardziej polepszać. Im bliżej mojego dzisiejszego celu tym jest ładniej i stwierdzam, że dawno nie przejeżdżałem przez tak malowniczy region. Martwi mnie jedynie mocno podniesiony stan Dunajca który dodatkowo jest bardzo wzburzony co może uniemożliwić planowaną przeprawę przez niego, ale i na tą sytuację jestem przygotowany. Ostatecznie w Krościenku jestem przed południem, przebieram się, wrzucam plecak na garb i powoli ruszam żółtym szlakiem w górę, w stronę Przełęczy Szopka.

Ścieżka którą idę jest szeroka, dobrze oznaczona i przede wszystkim bardzo ładnie utrzymana. Powoli pnie się w górę  nie prezentując żadnych trudności co przekłada się na średni wiek mijanych osób. Na każdym kroku można spotkać tu rodziny z dziećmi, mniej lub bardziej liczne wycieczki lub turystów w bardziej podeszłym wieku. Wbrew powszechnej opinii nie są to jednak dzikie i hałaśliwe tłumy, choć zwolennicy ciszy i samotności zdecydowanie nie byliby zachwyceni. Wraz ze wzrostem wysokości las coraz częściej przechodzi w niewielkie polany stanowiące malownicze urozmaicenie trasy oraz otwierające pierwsze widoki dzisiejszej wędrówki.

Początkowy odcinek szlaku

Pierwsze widoki na Krościenko

W kierunku Przełęczy Szopka

W kierunku Przełęczy Szopka

W kierunku Przełęczy Szopka

Pierwsze polany i widoki na szlaku

Po niecałej godzinie osiągam Przełęcz Szopka gdzie robię krótką przerwę, po czym odbijam niebieskim szlakiem w kierunku Trzech Koron. Od najbardziej charakterystycznego szczytu Pienin dzieli mnie kilkanaście minut trochę bardziej stromego podejścia, które pokonuję w licznym towarzystwie. Dochodząc na rozdroże pod Trzema Koronami mam okazję zobaczyć na własne oczy główny obiekt krytyki jaka występuje w stosunku do tego pasma. Metalowa platforma prowadząca na udostępniony wierzchołek Trzech Koron faktycznie pasuje do krajobrazu jak pięść do nosa i jest szczelnie wypełniona ludźmi. Mimo to decyduję się uiścić stosowną opłatę i odstać swoje w kolejce po widoki. Przy okazji potwierdzam w okienku swoje wcześniejsze obawy - stan Dunajca nie pozwala na przeprawę i do Orlicy będę musiał zasuwać na około. Co się zaś tyczy samej platformy fakt, że ilość osób jaka ją oblega oraz związane z tym tempo poruszania potrafi zniechęcać jednak trzeba przyznać, że widoki z niej są w stanie w dużym stopniu zrekompensować niedogodności. Przełom Dunajca oraz rozległa panorama obejmująca Pieniny i Spisz prezentuje się z tego miejsca wyjątkowo zachęcająco oraz okazale i choćby dlatego warto chociaż raz odwiedzić to miejsce, aby móc samodzielnie ocenić wszelkie "za i przeciw".

Widok z podejścia na Trzy Korony

Widok z Trzech Koron

Widok z Trzech Koron

Widok z Trzech Koron

Widok z Trzech Koron

Pamiątkowe foto pod tablicą - jakże by inaczej

Po "wydostaniu się" z metalowej platformy schodzę dalej wzdłuż niebieskich znaków w kierunku pozostałości po Zamku Pieniny. Szlak prowadzi wygodną leśną ścieżką i zdecydowanie jest mniej oblegany niż wcześniejszy wariant którym podchodziłem. Po kilku minutach dochodzę do ruin zamku które na takim ignorancie jak ja nie robią większego wrażenia i nie tracąc czasu ruszam dalej. Ścieżka którą idę wiedzie mnie na zmianę bardzo klimatycznym lasem oraz polanami górskimi wyglądającymi miejscami jak obrazki z pocztówek. Następnie dochodzę do Polany Wyrobek, pokonuję krótki wspólny odcinek niebieskiego i żółtego szlaku którym szedłem podchodząc na Trzy Korony, by na wysokości Bajkowa ostatecznie odbić w kierunku Sokolicy. Na tym etapie nie wiem jeszcze, że przede mną znajduje się najbardziej zaskakujący i najciekawszy fragment dzisiejszej wędrówki.



Zejście z Trzech Koron w kierunku ruin Zamku Pieniny

Zejście z Trzech Koron w kierunku ruin Zamku Pieniny

Zejście z Trzech Koron w kierunku ruin Zamku Pieniny

Przy ruinach Zamku Pieniny

Widoki na zejściu w kierunku Polany Wyrobek

Widoki na zejściu w kierunku Polany Wyrobek

W kierunku Polany Wyrobek

W kierunku Polany Wyrobek

W kierunku Polany Wyrobek

Szlak pomiędzy Bajkowem a Sokolicą nosi nazwę Sokolej Perci i będzie mnie prowadził skalistym grzbietem Pieninek. Zaraz po minięciu rozdroża na którym pożegnałem żółte oznaczenia szeroka ścieżka znacząco się zwęża, a od południowej strony otwierają się rozległe widoki. Dodając do tego skaliste podłoże pod nogami oraz sporą ekspozycję jaka towarzyszy na znacznym odcinku szlaku trudno jest uwierzyć, że wciąż znajduję się w stosunkowo niewysokich górach poniżej 800m npm. Dochodząc do Przełęczy Burzana mamy do wyboru dwa warianty dalszej wędrówki. Możemy iść dołem podążając za zielonymi oznaczeniami lub kontynuować wędrówkę niebieskim szlakiem wytyczonym przez grzbiet Pieninek. Ja decyduję się na tą drugą opcję i wchodzę na widoczne przede mną skały którymi będę szedł aż do Czertezika. Zabezpieczona barierkami ścieżka prowadzi mnie w górę i dół, wymaga bardziej rozważnego stawiania nóg i przy odrobinie dobrej woli można się w niej doszukać bardziej wysokogórskiego charakteru co zdecydowanie powoduje szeroki uśmiech na mojej twarzy.

Początkowy i krótki fragment szlaku

Pierwsze widoki z Sokolej Perci

Pierwsze widoki z Sokolej Perci

Pierwsze widoki z Sokolej Perci

Sokola Perć

Sokola Perć

Chwila odpoczynku

Sokola Perć

Sokola Perć

Widoki z Sokolej Perci

Sokola Perć

Sokola Perć

Przełom Dunajca z Sokolej Perci

Sokola Perć

Po niecałej godzinie spaceru Sokolą Percią dochodzę do rozdroża pod Sokolicą gdzie znów spotykam większą ilość ludzi. Mijam punkt poboru opłat na którym z racji posiadania biletu z Trzech Koron już nie płacę i po krótkim skalistym podejściu melduję się na szczycie ponownie spoglądając z góry na przełom Dunajca. Chwilę odpoczywam, robię pamiątkowe zdjęcie z najbardziej znaną polską sosną i powoli ruszam w dół. Jak już wspomniałem z powodu wysokiego stanu Dunajca przeprawa przez rzekę jest nieczynna więc muszę wrócić do Krościenka. Schodzę zielonym szlakiem, który początkowo wiedzie typowym zygzakiem w dół zbocza, by na samym dole przybrać formę wygodnej spacerowej ceprostrady.


Przełom Dunajca z Sokolicy

Najsłynniejsza sosna w Polce

Zejście do Krościenka

Zejście do Krościenka

Zejście do Krościenka

Wylany i wzburzony Dunajec

Skały na ostatnim etapie wycieczki przed Krościenkiem

Po dotarciu do samochodu przejeżdżam do Szczawnicy gdzie parkuję i ruszam do Orlicy w której zaplanowałem nocleg. Melduję się w schronisku i odbieram klucz do pokoju, który podczas rezerwacji został przedstawiony następującymi słowami: "No tak, mamy jeszcze wolne miejsce ale jest to pokój turystyczny, który nie był jeszcze remontowany więc jeżeli nie przeszkadza Panu niższy standard i łazienka na korytarzu to nie ma problemu". Oczywiście nie przeszkadzało mi to i czym prędzej dzierżąc klucz w dłoni podążam odkryć ten tajemniczy przybytek który okazuje się być prawdopodobnie najmniejszym apartamentem świata. W pokoju składającym się głównie ze skosów mieści się łóżko, dwie malutkie szafeczki i w zasadzie to by było nie tyle. Warunki takie w pełni mi jednak odpowiadają i po wstępnym ogarnięciu się oraz przebraniu schodzę na dół gdzie spędzam resztę wieczoru na posilaniu się, uzupełnianiu płynów i nadrabianiu zaległości czytelniczych na które nie znajduję nigdy czasu na nizinach.

Najmniejszy apartament świata - zdjęcie z progu drzwi

Relaks przed schroniskiem

Widok sprzed Schroniska

Trasa drugiego dnia cz.1
Trasa drugiego dnia cz.2


Dzień 3
Przełęcz Przegibek - Schronisko PTTK na Magurce - Czupel - Schronisko PTTK na Magurce - Przełęcz Przegibek [Beskid Mały]


Po porannym śniadaniu w Orlicy ogarniam majdan i nie tracąc czasu schodzę do Szczawnicy gdzie zostawiłem auto. Dziś jest pierwszy dzień na który zaplanowałem dwa pasma i po przebraniu się w cywilne ciuchy obieram azymut na Przełęcz Przegibek w Beskidzie Małym. Na miejsce dojeżdżam bez przygód, parkuję na dużym i o dziwo bezpłatnym parkingu, wyrzucam z plecaka wszystko co zbędne, przebieram się i ruszam walczyć z kolejnymi metrami w pionie i poziomie. Pogoda ostatecznie zdaje się nawiązać ze mną współpracę co stanowi niewątpliwie dobrą zmianę po ostatnich dwóch dniach.

Szlak w kierunku Magurki wiedzie mnie szeroką drogą która nieśpiesznie wznosi się do góry. Co jakiś czas mijam rodziny z dziećmi, jednak w porównaniu do Bieszczad i Pienin ilość osób jaką spotykam jest zdecydowanie satysfakcjonująca. Niebieski szlak którym idę niespodziewanie szybko wyprowadza mnie na krótki trawers prezentujący widok na Bielsko Białą. Dalej ścieżka nieco się zwęża wiodąc mnie na zmianę lasem oraz polanami na których dominują jagody oraz ich zbieracze. W takich okolicznościach przyrody dochodzę do Schroniska na Magurce gdzie robię krótką przerwę na drugie śniadanie i podbicie pieczątki.

Początek szlaku z Przełęczy Przegibek

Pierwsze widoki na Bielsko

Szlak w kierunku Magurki

Widoki na Bielsko

Szlak w kierunku Magurki

Szlak w kierunku Magurki i jagodowe polany

Szlak w kierunku Magurki i jagodowe polany

Schronisko PTTK na Magurce

Schronisko PTTK na Magurce

Dalsza droga w kierunku najwyższego wzniesienia Beskidu Małego to zasadniczo spokojny spacer nie prezentujący prawie żadnych przewyższeń. Szlak wiedzie mnie szczytowymi partiami pasma, które zdecydowanie sprzyjają odpoczynkowi. Malownicze łąki oraz stosunkowo rozległe panoramy zachęcają do rozłożenia koca i spędzenia w ciszy oraz spokoju pozostałej części dnia. Pomysł jest kuszący jednak idę dalej i po około pół godzinie melduję się na zalesionym wierzchołku Czupla stanowiącym mój dzisiejszy cel w tym rejonie. Robię fotkę na potrzeby weryfikacji KGP, odwracam się na pięcie i ruszam w drogę powrotną po swoich śladach. Po około godzinie jestem już przy samochodzie i mogę ruszać w kierunku kolejnego pasma, którym tym razem są Gorce.

Widoki ze szlaku w stronę Czupla

Widoki ze szlaku w stronę Czupla

Widok na Czupel z podejścia

Partie szczytowe szlaku

Partie szczytowe szlaku

Partie szczytowe szlaku

Partie szczytowe szlaku

Nowe znajomości pod schroniskiem

"Pasterz"

Trasa trzeciego dnia cz.1
Trasa trzeciego dnia cz.2

Koninki - Turbacz [Gorce]


Na parking w Koninkach u wrót Gorczańskiego Parku Narodowego dojeżdżam ok. godziny 17 i ze zdziwieniem stwierdzam pustki. Samochodów prawie nie ma, parkingowego poborcy opłat nie ma, kasa zamknięta... Nie to żeby jakoś specjalnie mnie to martwiło, ale pewne zdziwienie jest. Standardowo przebieram się, przepakowuję plecak i bez zwłoki ruszam niebieskim szlakiem w kierunku Turbacza nieświadomy tego jak niedługo zacznę go przeklinać.

Szlak początkowo wygląda zachęcająco. Łudzi turystów swoją łagodnością oraz piękną infrastrukturą widoczną zaraz za bramą parku, którą obserwujemy z wygodnej szerokiej ścieżki. Następnie jednak skręca w las.

Wejście do Parku i początek szlaku

Początek szlaku na Turbacz

Początek szlaku na Turbacz

Niewinne początki podejścia

Leśny odcinek którym idę daje mi naprawdę nieźle w kość. Cytując klasyka "poziomice ścielą się gęsto" a ścieżka prowadzi cały czas bezlitośnie w górę. Atakuję więc zygzakiem zbocze, które zdaje się nie mieć końca złorzecząc na wszystko i regularnie robiąc krótkie przystanki w celu opanowania zawału. Szlak nie prezentuje dla mnie żadnych wartości widokowych, a jedyną siłą napędową stanowią dla mnie myśli, że:

- ta górka kiedyś się kończy
- dalej nie może być gorzej
- gdzieś trzeba spać, a nocleg zabukowany na górze.

Sytuacja zaczyna się zmieniać dopiero w połowie drogi gdzie drzewa powoli ustępują pojawiającym się co jakiś czas polanom, co stanowi to dla mnie długo oczekiwane urozmaicenie i jednocześnie dodaje mi sił. Cały czas idę jednak mozolnie w górę myśląc o schronisku i obiedzie który tam na mnie czeka.

Ostro pod górę

Długo oczekiwane polany

Długo oczekiwane polany

Długo oczekiwane polany

Długo oczekiwane polany

Powoli zaczyna się wypłaszaczać

Powoli zaczyna się wypłaszaczać

Kryzys ostatecznie opuszcza mnie w momencie gdy dochodzę na Czoło Turbacza. Oto bowiem ostatecznie zostawiam las za sobą, ścieżka którą idę wypłaszcza się, a przede mną rozpościerają się widoki na gorczańskie polany i hale. W takich oto okolicznościach przyrody zarządzam chwilę przerwy wpatrując się w mój dzisiejszy cel oraz ostatecznie utwierdzając się w przekonaniu, że mimo wszystko warto było się tutaj wdrapać. W tej chwili myślę już jednak tylko o schronisku i po krótkim odpoczynku ruszam dalej. Spokojnym krokiem i bez obaw, że za chwilę padnę na zawał dochodzę do Hali Turbacz, a następnie odbijam w lewo kierując się na ostatnie dzisiejszego dnia podejście oznaczone licznymi śladami przemarszu owiec.

Hala Turbacz

Hala Turbacz

Hala Turbacz

Hala Turbacz

Widok sprzed schroniska

Schronisko na Turbaczu


Schronisko witam z niekrytą ulgą i radością. Melduję się w pokoju poznając pierwszych współlokatorów, przebieram się w świeże ciuchy i idę poświęcać się uzupełnianiu utraconych kalorii oraz płynów, co przy dalszym nadrabianiu zaległości czytelniczych zajmuje mi całą resztę wieczoru.

Trasa trzeciego dnia cz.3


Dzień 4

Gorczańskie lenistwo na Turbaczu [Gorce]



Planując cały wyjazd czwarty dzień postanowiłem przeznaczyć w całości na lenistwo i odpoczynek, a Turbacz wydawał mi się na to idealnym miejscem. Jak się później okazało decyzja ta była strzałem w dziesiątkę. Raz sobie poleżałem przed schroniskiem, raz za nim, tu coś zjadłem, tu coś wypiłem, podszedłem na szczyt Turbacza, nadrobiłem zaległości czytelnicze i zasadniczo tak mi minął dzień. Taka forma aktywności nie jest co prawda całkowicie w moim stylu i na dłuższą metę byłaby wręcz męcząca, ale jeden dzień spędzony na całkowitym byczeniu się jest jednak świetną sprawą raz na jakiś czas. Gdybym przy okazji nie spalił sobie boleśnie stóp na słońcu byłoby już całkiem fantastycznie.

Słodkie lenistwo

Słodkie lenistwo

Co jakiś czas miałem jednak towarzystwo

Hal Turbacz

Słodkie lenistwo

Podejście na szczyt Turbacza

Podejście na szczyt Turbacza

Widok ze szczytu Turbacza

Turbacz 1310m npm.

Podejście na szczyt Turbacza

Hala Turbacz


Dzień 5

Szczyrk - Becyrek - Skrzyczne [Beskid Śląski]


Kolejny dzień nadchodzi i czas ruszać w drogę. Plan na dziś ponownie obejmuje dwa górskie pasma, więc po stosunkowo wczesnym jak na mnie śniadaniu pakuję majdan i ruszam w drogę schodząc do auta tą samą drogą którą przeszedłem. 

Ostatni rzut oka na poranną Halę Turbacz

Zejście do Koninek

Po dojściu do samochodu i przebraniu się w cywilne ciuchy kieruję się prosto Kobielnik w Beskidzie Makowskim skąd planuję atakować Lubomir. Niestety na miejsce nie udaje mi się dotrzeć. Okazuje się bowiem, że znane mi drogi dojazdowe do Kobielnika są akurat rozkopane i pozostają mi dwie możliwości - szukać objazdu lub skierować się do Wiśniowej i stamtąd zacząć podejście. Niestety krótkie poszukiwania alternatywnej drogi dojazdowej kończy się niepowodzeniem a na podejście z Wiśniowej zabraknie mi trochę czasu jeżeli mam później atakować jeszcze Skrzyczne. Odpuszczam zatem i jadę do Szczyrku.

Początkowo mam nadzieję dojechać na wysoko położone osiedla a następnie bezpośrednio z nich podejść poza szlakowo na Becyrek. Plan ten okazje się jednak co najmniej karkołomny. Dojazd na upatrzone miejsce możliwy jest bowiem wyłącznie dla mieszkańców a posiadanie auta z napędem 4x4 więcej niż wskazane. W związku z powyższym samochód parkuję w centrum Szczyrku, w pobliżu wyjścia na zielony szlak i po szybki przebraniu się oraz przepakowaniu ruszam czym prędzej do góry.

Pogoda cały czas sprzyja jednak zastanawiam się jak będzie wyglądać dzisiejsze podejście. Jakby powiem nie patrzeć Szczyrk jest przede wszystkim ośrodkiem narciarskim i nie wiadomo jaki nacisk został położony na atrakcyjność oraz utrzymanie szlaków pieszych. Wciąż mam też w głowie obraz szlaków w Korbielowie które przemierzałem w marcu, a które delikatnie mówiąc nie porywały. Tym razem jednak jest inaczej.

Zielony szlak prowadzący na Becyrek zaczyna się dosyć łagodnie i prowadzi szeroką wygodną ścieżką, w początkowym fragmencie wyłożoną betonowymi płytami. Z czasem droga zwęża się a ja ostatecznie pozostawiam w tyle najwyżej położone zabudowania. Ścieżka wznosi się powoli lasem pozwalając łagodnie zdobywać wysokość. Po chwili następuje też pierwsze pozytywne zaskoczenie dzisiejszego dnia, gdyż szlak szybko wyprowadza mnie na trawers otwierający rozległe widoki po mojej prawej stronie. Jednocześnie dzięki mijanym drzewom skąpane w słońcu zbocze oferuje sporą dawkę cienia co przy lipcowej, bezchmurnej pogodzie z pewnością znacząco uprzyjemnia wędrówkę. W takich też okolicznościach przyrody w szybkim czasie dochodzę na Becyrek dopiero teraz uświadamiając sobie jak bardzo abstrakcyjny był mój pierwotny plan

Początkowy fragment szlaku

Początkowy fragment szlaku

Początkowy fragment szlaku

Pozostawiwszy w tyle ostatnie zabudowania

Pozostawiwszy w tyle ostatnie zabudowania

Początek trawersu

Widoki z podejścia na Becyrek

Widoki z podejścia na Becyrek

Widoki z podejścia na Becyrek

Widoki z podejścia na Becyrek

Widoki z podejścia na Becyrek

Becyrek

Dalsza część trasy aż do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim jest zasadniczo kontynuacją przyjemnego dla oka trawersu. Wąska ścieżka powoli pnie się górę a wraz ze zdobywaną wysokością widoki stają się coraz rozleglejsze. Sytuacja zmienia się dopiero w miejscu gdzie zielony szlak, którym idę krzyżuje się z niebieskim.









W tym miejscu wchodzę w rejon wyciągu krzesełkowego a dalsza droga wznosi się w górę szerokim pasmem wydeptanej i wyjeżdżonej nartostrady. Krajobraz przypomina podejście z Korbielowa na Halę Miziową jednak trasa po raz kolejny robi mi niespodziankę. Po krótkim podejściu stokiem narciarskim niebieskie znaki nakazuję mi odbić w lewo i wyprowadzają na wąską ścieżkę wijącą się do góry aż po szczytowe partie masywu i górną stację wyciągu. Wariant ten jest nie tylko dużo przyjemniejszy do wędrówki ale także oferuje na całej długości rozległe widoki, które przy aktualnej pogodzie z pewnością czynią podejście wyjątkowo przyjemnym. Na nartostradę wracam dopiero przed górną stacją kolejki, a schronisko będące celem dzisiejszej wycieczki jest z tego miejsca na wyciągnięcie ręki.

Okolice skrzyżowania szlaków

Krótki fragment podejścia nartostradą










Powrót na stok narciarski i górna stacja kolejki widoczna na horyzoncie

Zwykle dochodząc do schroniska odczuwam ulgę i odprężenie. Tym razem jednak jest inaczej gdyż widok, który zastaję na miejscu bardziej przypomina festyn niż klimat górskich obiektów turystycznych. Tłum ludzi, gwar, ścisk i pokrzykiwania znad piwa z pewnością nie są tym czego się spodziewałem. Na całe szczęście zbliża się godzina 17 oznaczająca na Skrzycznem ostatnie odjazdy wyciągu. W związku z powyższym w jednym momencie cały ten hałaśliwy i dosyć przypadkowy tłum dopija swoje napoje i poganiając się wzajemnie rusza w kierunku budynku górnej stacji wyciągu. Schronisko pustoszeje a ja sam mogę już bez przeszkód zameldować się, rozpakować i odpocząć po dzisiejszym dniu. Dalsza część wieczoru upływa pod znakiem lenistwa i długich rozmów z poznanym paralotniarzem z którym mam przyjemność dzielić pokój oraz nocnej wizycie na pobliskiej wieży widokowej oferującej piękną nocną panoramę na całą okolicę.

Nocne widoki z wieży na Skrzycznem

Nocne widoki z wieży na Skrzycznem
Trasa piątego dnia cz. 1
 
Trasa piątego dnia cz. 2

Dzień 6
Powrót i podsumowanie


Pierwotny plan wyjazdu przewidywał jeszcze 2 dni górskiej aktywności obejmujące przejazd z Beskidu Śląskiego w Sudety i odwiedzenie tam czterech kolejnych masywów. Zamiast tego postanawiam jednak skrócić wypad i wrócić na Podkarpacie. Rano po śniadaniu podchodzę na szczyt gdzie robię pamiątkowe zdjęcie służące także weryfikacji do KGP i po spakowaniu reszty rzeczy schodzę do Szczyrku. Ponieważ mam 2 szlaki do wyboru decyduję się na ten wyznaczony w całości niebieskimi znakami. Trasa w porównaniu do wczorajszej jest mniej atrakcyjna i cieszę się, że wybrałem ją do zejścia, a nie podejścia. Można powiedzieć, że w przeważającej części prowadzi ona wzdłuż linii kolejki meandrując to na jedną to na drugą jej stronę. Jednocześnie jest też dużo mniej widokowa od zielonego szlaku którym podchodziłem choć utrzymująca się pogoda pozwala zniwelować wszelkie ewentualne niedogodności, a mnie samemu szybko dojść do Szczyrku skąd pozostaje mi jedynie wrócić do domu.

Poranne widoki z Skrzycznego

Poranne widoki z Skrzycznego

Poranne widoki z Skrzycznego






Beskidzka myśl techniczna

Pomimo tego, że sama wycieczka była planowana jako dłuższa oraz nie wszystko udało mi się zrealizować wyjazd zdecydowanie zaliczam do udanych. Pogoda z wyjątkiem Bieszczad dopisała wzorowo, a ja sam miałem okazję nie tylko wypocząć i naładować akumulatory ale także poznać nowe pasma w którym nigdy wcześniej nie byłem. Bieszczady znów pokazały mi figę ale wierzę, że jeszcze się polubimy z wzajemnością. Pieniny urzekły swoją urodą i nawet można im wybaczyć większą niż w innym pasmach ilość ludzi na szlakach. Sokola Perć okazała się być największym pozytywnym zaskoczeniem całego wyjazdu, a Schronisko Orlica jest pięknym przykładem na to, że nawet obiekt położony bardzo blisko miasta może mieć swój klimat i być przyjazny turystom. Beskid Mały urzekł spokojem i sielskością. Gorce polanami, halami i widokiem na Tatry sprzed schroniska. Beskid Śląski pięknie poprowadzonym szlakiem na Skrzyczne oraz widokami które przyćmiewają nawet fatalną obsługę schroniska. Wyjazd uważam zatem za w pełni udany i wiem, że większość miejsc które na nim poznałem odwiedzę jeszcze nie raz w przyszłości.