niedziela, 18 października 2015

20 lat na równinach

 [Historia]

Jak to się stało, że po tak wspaniałym i dobrze przeze mnie wspominanym początku górskiej przygody przez kolejne 20 lat praktycznie nie bywałem w górach ? To pytanie sam sobie zadaję od pewnego czasu i nie mogę uwierzyć, że "zmarnowałem" tyle czasu.

Niemniej jednak fakty pozostają faktami. Oczywiście większość tego okresu przypada na moje dzieciństwo i czasy szkolne które z pewnością nie sprzyjają samodzielnym wyprawom w góry. Tak się złożyło, że rodzice nie jeździli, wycieczki szkolne organizowane były w inne miejsca a kolejne lata mijały mi na nizinach. W tym okresie byłem tylko raz w Pieninach na kolonii (niemalże karnej) i raz z wycieczką szkolną w Zakopanem (żeby nie napisać w Tatrach). Wycieczek szkolnych nie traktuję jednak jako wyjazdów w góry. Nie zawierają one bowiem tych elementów które mi się z górami kojarzą czyli ciszy, spokoju, odpoczynku, czasami samotności w jej dobrym ujęciu. Dużo częściej jest to masowy spęd rozwrzeszczanej bandy dzieciaków poganianych przez opiekunów którzy starają się nad tym zapanować. Z perspektywy czasu bardziej przypomina mi to wypas owiec niż wycieczkę w góry.

Póżniej jednak skończyłem szkołę średnią, zyskałem pełnoletność, mogłem już jeździć w góry tak więc... wciąż siedziałem na nizinach. To nie tak, że nie ciągnęło mnie w góry. Nie raz coś przebąkiwałem, że lubię góry, pojechałbym etc. Tak naprawdę jednak nic z tym nie robiłem. Gdy się nad tym zastanawiam myślę, że wynikało to z dwóch rzeczy. Pierwsza to przekonanie, że nie mam z kim jeździć. Moja dziewczyna a obecnie żona nie lubiła gór, znajomi wydawali się być bardziej zainteresowani imprezami i zabawą niż wędrówkami a samemu w góry jechać nie chciałem. Poza tym żyłem w przekonaniu, że na wycieczki górskie potrzebne są większe pieniądze. O ja naiwny...

Tak minęło mi 20 lat i musze przyznać, że w tej chwili doświadczam lekkiego ukucia zazdrości spotykając na szlakach całe rodziny z dziećmi. Oczywiście pod warunkiem, że po młodszych uczestnikach widać, że nie są tam ciągnięci na siłę.