niedziela, 6 marca 2016

Pierwsze Tatry z prawdziwego zdarzenia

[Wrzesień 2015]

Nie zdążyłem jeszcze dojechać do Poznania z naszego ostatniego wypadu a już wiedziałem, że muszę wrócić w Tatry latem. Po pierwsze zimą nie wchodziliśmy na żaden szczyt co samo w sobie jest wystarczającym powodem do powrotu i nadrobienia zaległości. Po drugie zgodnie z przewidywaniami Tatry mocno przypadły mi do gustu. Po trzecie ostatecznie utwierdziłem się w przekonaniu co do złapania przeze mnie bakcyla na góry, a żem człek z natury ambitny nadszedł czas by rzucić sobie kolejne wyzwania. Skoro więc sprawa została postanowiona po powrocie do Poznania rozpoczynam przygotowania do kolejnego wypadu oraz kompletowanie sprzętu, ciuchów i pozostałego wyposażenia mającego na celu uprzyjemnienie i ułatwienie mi moich górskich wojaży. Od strony logistycznej standardowo rozpuszczam wici wśród znajomych w celu skompletowania ekipy. Niezawodnie na ochotnika zgłasza się Przemek i Mateusz, a Ania zaczyna bardzo intensywnie myśleć nad tą propozycją. Jakby nie patrzeć jeszcze nie tak dawno (rok) jakiekolwiek góry budziły jej awersję, a tutaj pojawia się perspektywa Tatr Wysokich gdzie i powspinać się czasami trzeba i łańcucha złapać, że już o możliwości szybkiego wytracenia wysokości bezwzględnej nie wspomnę. Wizja ta trochę Anię kusi a trochę rodzi u niej obawy. Ostatecznie jednak decyduje się pojechać wychodząc z założenia, że jeżeli będzie zbyt trudno to zawróci chociażby do najbliższego schroniska.

Plan wyjazdu zakłada 4 dni w czasie których będziemy nocować w kolejnych schroniskach przemieszczając się pomiędzy nimi z pełnym wyposażeniem. Po wstępnym opracowaniu tras wybór schronisk pada na Murowańca (Schronisko na Hali Gąsienicowej), Piątkę (Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich) i Moko (Schronisko nad Morskim Okiem) jednak rezerwacji udaje mi się dokonać tylko w pierwszym z nich. To jednak nieszczególnie mnie martwi gdyż w pozostałych możliwa jest "gleba" (nocleg na ziemi) z czego planujemy skorzystać w razie konieczności. Niedługo przed wyjazdem z udziału w wypadzie rezygnuje Mateusz, a w jego miejsce wskakuje Kaśka - nieznajoma którą zgarniam z którejś "grupy górskiej" na Facebook'u gdzie szuka ekipy do wyjazdu w Tatry Wysokie właśnie w terminie kiedy my jedziemy.


Dzień 1 - Kuźnice - Kasprowy - Murowaniec


Wstępny plan na dzisiejszy dzień zakłada przyjazd z Poznania i wejście do Murowańca... przez Kasprowy. W związku z tym pomimo protestów Przemka wcześnie rano ruszamy samochodem w trójkę tak, aby ok. godziny 13 zameldować się w Zakopanem. Zostawiamy auto przy rondzie i ruszamy w stronę Kuźnic gdzie już czeka na nas Kaśka. Z prognoz pogody sprawdzanych przeze mnie regularnie przed wyjazdem zasadniczo nic nie wynika. Możliwe słońce, możliwe opady, umiarkowana temperatura - jednym słowem typowo górska pogoda gdy trzeba być przygotowanym na wszystko. Taki też stan zastajemy na miejscu. Jest pochmurnie, mgliście, a w powietrzu czuć dużą wilgotność. Nie ma jednak na co czekać więc szybko przebieramy się, ogarniamy majdan i całą czwórką ruszamy zielonym szlakiem w stronę Kasprowego. Trasa nie jest szczególnie wymagająca ale to jakby nie patrzeć prawie tysiąc metrów podejścia podczas którego szybko wychodzą moje braki kondycyjne choć Ania też zdaje się być wdzięczna za robione przeze mnie przerwy. Przemek radzi sobie dużo lepiej ale i tak Kaśka przebija nas na głowę. Jak się szybko okazuje w Tarty przyjechała prosto z Bieszczad, a dalej rusza od razu w Alpy i zaprawiona jest dużo lepiej od nas. Na szczęście nie okazuje nam tego w żaden sposób dzielnie maszerując z przodu wraz z próbującym dotrzymać jej tempa Przemkiem. Wraz ze zdobywaną wysokością zauważalnie obniża się temperatura, a nisko zawieszone chmury wzmagają jedynie jej odczuwanie. Tak czy inaczej staramy się nie dopuszczać jej do siebie nie robiąc długich przerw i po ok 3 godzinach (no... może mniej) od wyruszenia meldujemy się na szczycie. 

Strumień w okolicy Kuźnic

W drodze na Kasprowy

Widok z Kasprowego (1987 m n.p.m.)

Chrmury przelewające się nad granią

Zdjęcie pod znakiem musi być

Tego dnia Kasprowy wita nas spowity chmurami przewalającymi się raz po raz nad granią oraz typowo angielską pogodą. Z wyraźną ulgą wpadamy do restauracji na szczycie która właśnie jest powoli zamykana wraz z odjazdem ostatnich kursów kolejki. Na szczęście udaje nam się jeszcze zamówić coś ciepłego do picia i odpocząć chwilę po dzisiejszym podejściu. Restauracja i górna stacja kolejki z każdą minutą pustoszeją, perspektywa widoków ze szczytu nie zamierza się pojawić, zatem i my zbieramy się schodząc żółtym szlakiem do Murowańca. 

Zejście do Murowańca

Dalsza droga mija spokojnie by nie powiedzieć "monotonnie". Podejście na Kasprowy w połączeniu ze wcześniejszą podróżą do Zakopanego dają się nam jednak trochę we znaki i z radością witamy ciepłą jadalnię Murowańca. Jemy solidny obiad, meldujemy się w pokoju i wspomagani niskoprocentowymi miksturami na zakwasy obmyślamy dalsze plany. O tej porze schronisko jest stosunkowo wyludnione. "Dzienni" turyści zeszli już do Zakopanego a sama pogoda spowodowała, że część osób mających zarezerwowane pokoje zrezygnowała ze swoich wycieczek. Kaśka dyskretnie podpytuje nas czy nie rozważymy zmiany naszych jutrzejszych planów i nie pójdziemy z nią na Orlą Perć jednak na tą propozycję nie przystajemy ze względu na nasze znikome doświadczenie górskie oraz pogodę. Wobec powyższego postanawia się od nas odłączyć następnego dnia, a wieczorem mamy się spotkać w Piątce. Resztę wieczoru spędzamy głównie na odpoczynku szczególnie, że dzisiejszy dzień był jedynie rozgrzewką.

Trasa pierwszego dnia


Dzień 2 - Murowaniec - Czarny Staw Gąsienicowy - Przełęcz Karb - Świnicka Przełęcz - Świnica - Dolina Pięciu Stawów


Poranek kolejnego dnia nie przynosi ze sobą polepszenia pogody choć na szczęście gorzej też nie jest (czyt. nie pada). Niebo jest zachmurzone, temperatura nie powala, a nad samymi Tatrami przewalają się ciężkie, nisko zawieszone chmury. Tak czy inaczej zaraz po śniadaniu odmeldowujemy się i ruszamy w trasę, która dzisiejszego dnia ma zaprowadzić nas do Doliny Pięciu Stawów Polskich. W międzyczasie próbuję dodzwonić się do Moka i Piątki w celu sprawdzenia czy z powodu pogody lub czynników losowych nie zwolniły im się jakieś miejsca. Niestety wieści nie zaskakują mnie pozytywnie - wszystko zajęte. Jednocześnie bacznie obserwujemy mijaną trasę którą poznaliśmy już w kwietniu w zimowej odsłonie, gdy wszystko wokoło prezentowało się zupełnie inaczej. Przy Czarnym Stawie Gąsienicowym rozdzielamy się chwilowo z Przemkiem który musi wykonać kilka służbowych telefonów, a ja z Anią ruszamy w stronę Przełęczy Karb. Szlak prowadzi nas dosyć ostro pod górę jednak nie prezentuje żadnych trudności technicznych. Szybko zdobywamy wysokość i po niecałej godzinie osiągamy przełęcz

Czarny Staw Gąsienicowy (1628 m n.p.m.)

Dolina Gąsienicowa z Przełęczy Karb

Przełęcz Karb (1853 m n.p.m.)

Ania na tle Kościelca

Kościelec w swej groźnej odsłonie

Pod kościelcem

Pogoda się nie zmienia więc o próbie ataku na Kościelec nawet nie myślimy. Skały są mokre, szlak wymagający, a nasze doświadczenie zbyt znikome. Robimy krótką przerwę na złapanie oddechu oraz cyknięcie kilku zdjęć i schodzimy do zachodniej części Doliny Gąsienicowej. W okolicy Czerwonych Stawków zatrzymujemy się na mały biwak i czekamy na Przemka, który pojawia się po prawie godzinie (oczywiście pomylił szlaki i zaczął podchodzenie pod Kościelec o czym zorientował się po ok 10 minutach gdy szlak zrobił się trudny). Wspólnie ruszamy dalej podchodząc na Świnicką Przełęcz na której ponownie spotykamy większą ilość ludzi. Zatrzymujemy się tutaj na krótką chwilę zbierając siły i morale przed atakiem na Świnicę. Pogoda niestety wciąż się nie poprawia, a przez przełęcz przelewają się zwaliste chmury. W tym miejscu wiem już, że na widoki ze szczytu nie mamy co liczyć, ale górę zdobyć trzeba. Powoli więc przystępujemy do ataku.

Świnicka Przełęcz (2051 m n.p.m.)

Ania na Świnickiej Przełęczy (2051 m n.p.m.)

Fota pod szlakowskazem (2051 m n.p.m.)


Ani ja, ani Ania nie mieliśmy wcześniej zbytniej styczności z łańcuchami i klamrami toteż wiem, że Świnica będzie dla nas (a w szczególności dla Ani) wyzwaniem. Początkowy fragment trasy nie prezentuje większych problemów jednak wraz z pojawieniem się łańcuchów i większej ekspozycji zaczynają się schody. Ania w kilku miejscach zatrzymuje się na chwilę by zebrać siły, morale i przemyśleć kolejne ruchy. Raz lub dwa "zacina się" na jakimś fragmencie korzystając z porad, aby ruszyć dalej. Ostatni trudny odcinek pojawia się tuż przed szczytem gdzie korzysta z pomocy Przemka. Mimo tych trudności na samym szczycie meldujemy się w komplecie. Jest mgliście, chmurzyście, wilgotno, a same warunki nie zachęcają do dłuższej posiadówki. Poza tym wszyscy jesteśmy już dosyć mocno zmęczeni, a musimy jeszcze zejść na Zawrat i do Piątki zatem ruszamy w drogę. Samo zejście wbrew pozorom (i obiegowej opinii) wydaje się być jednak łatwiejsze. Powoli choć bez dużych problemów pokonujemy odcinek ubezpieczony sztucznymi ułatwianiami kończąc tym samym najtrudniejszy fragment dzisiejszej trasy. Szlak na Zawrat od tego miejsca wymaga niezbyt stromego podejścia aby po osiągnięciu przełęczy znów schodzić w dół, zatem decydujemy się nieco przetrawersować zbocze. Po drodze mijamy duże stado kozic które wydają się być zdziwione naszą obecnością poza szlakiem, lecz staramy się sobie wzajemnie nie przeszkadzać. Lawirując pomiędzy kamieniami wychodzimy z powrotem na szlak prowadzący z Zawratu do Doliny Pięciu Stawów i solidnie zmęczeniu podążamy nim powoli aż do schroniska.
Początek podejścia na Świnicę

W stronę szczytu

Zejście ze Świnicy na Zawrat

Zejście ze Świnicy na Zawrat

Zejście ze Świnicy na Zawrat

Dolina Piąciu Stawów z ze Szlaku na Zawrat

Góralka

Góralki

Wstępny plan na dzień dzisiejszy zakładał dojście do Schroniska w Pięciu Stawach lub nad Morskim Okiem oraz wejście na Rysy kolejnego dnia. Na tą chwilę jesteśmy jednak na tyle zmęczeni, że dalsza wędrówka do Moka nie wchodzi w grę, więc postanawiamy przenocować w Piątce i tam też obmyślić plan na jutro. Do schroniska dochodzimy w godzinach popołudniowych wpadając od razu do jadalni na solidny obiad. Samo schronisko jest dosyć mocno zatłoczone, a miejsca na podłodze w większości zarezerwowane już pod nocleg na glebie. Początkowo również planujemy ulokować się na noc w jadalni jednak udaje nam się znaleźć lepsze miejsce pod recepcją, co okaże się później bardzo dobrym, strategicznym zagraniem. Przez resztę wieczoru robimy to co zwykle robi się w schroniskach tj. odpoczywamy, rozmawiamy, integrujemy się z ludźmi i spędzamy miło czas uzupełniając przeróżne płyny. Jednocześnie obserwujemy jak z każdym momentem przybywa ludzi, którzy ostatecznie tej nocy zajmą każdy wolny kawałek podłogi, a przynajmniej tak nam się na tamtą chwilę wydawało. Pod sam wieczór spotykamy też Kaśkę która jak się okazało natrafiła na swoich znajomych i postanawia z nimi kontynuować wypad.

Trasa drugiego dnia


Dzień 3 - Dolina Pięciu Stawów - Morskie Oko - Szpiglasowa Przełęczy - Szpiglasowy Wierch - Dolina Pięciu Stawów


Wspomniałem wcześniej, że nasze "rozbicie" się pod recepcją było dobrym zagraniem strategicznym i już tłumaczę dlaczego. Otóż Piątka oprócz standardowych pokoi oraz zwykłej gleby gdzie sam znajdujesz sobie miejsce oferuje także na najwyższym piętrze pokój do "gleby de-lux". Jest to pokój wyścielony materacami mieszczący 16 osób (pomieściłby więcej ale tyle jest materacy i na tyle jest przewidziany) w którym miejsc nie można rezerwować wcześniej. Wobec tego od samego rana kiedy tylko recepcja się otwiera ludzie stoją w kolejce, aby te miejsca zarezerwować. My natomiast spaliśmy dzisiaj rozłożeni pod samą recepcją gwarantując tym samym, że nikt nie zgarnie tych miejsc przed nami.


Mając zarezerwowane miejsca siadamy przy śniadaniu do mapy aby obmyślić dalszy plan działania. Ponieważ wczorajszy dzień dał nam trochę w kość, a Świnica okazała się być wymagającą przeciwniczką zmieniam pierwotny plan dotyczący wejścia na Rysy.  Decyduję się na zrobienie łatwiejszej lecz bardzo atrakcyjnej widokowo trasy na Morskie Oko, Szpiglasową Przełęcz, Szpiglas oraz powrót do Piątki. Plan ten umożliwia nam dodatkowo wędrówkę "na lekko" gdyż wracamy do tego samego schroniska, a na trasę bierzemy tylko potrzebne po drodze rzeczy. Pogoda także poprawia się w stosunku do poprzednich dwóch dni. Jest nieco mniej wilgotno i ponuro, a całkowite zachmurzenie ustępuje miejsca szybko sunącym ciężkim chmurom oraz okresowym prześwitom słońca. Tak czy inaczej wygląda to bardziej zachęcająco niż wczoraj i zaraz po śniadaniu oraz wrzuceniu wielkich plecaków do depozytu, przy dopisujących humorach ruszamy na szlak. 
Długo oczekiwana poprawa pogody

Do Moka idziemy Świstówką która początkowo pnie się mocno w górę z każdą chwilą prezentując coraz lepsze widoki początkowo na Dolinę Pięciu Stawów, a następnie na Dolinę Roztoki. Bez ciężkich plecaków idzie nam się bardzo dobrze, a wyglądające zza chmur słońce jeszcze bardziej podkręca nasze dobre nastroje. Po drodze mijamy pojedynczych turystów jednak o tłoku nie może być mowy. Spokojnie, nie śpiesząc się pokonujemy szlak do Morskiego Oka w końcowym odcinku wychodząc na znienawidzony asfalt, którym podążają tłumy niedzielnych (a raczej sobotnich) wycieczkowiczów. W Schronisku nad Morskim Okiem jemy drugie śniadanie i szybko stąd uciekamy gdyż towarzystwo zdecydowanie nam w tym miejscu nie odpowiada. 
Dolina Pięciu Stawów ze Świstówki

Widok ze Świstówki

W kierunku Moka

W kierunku Moka

Moko na choryzoncie

Morskie Oko (1406 m n.p.m.)


Swoje kroki kierujemy na słynną Ceprostradę czyli żółty szlak na Szpiglasową Przełęcz. Wbrew niezbyt zachęcającej nazwy na szlaku nie jest tak źle. Spokojnie maszerujemy do góry po skalnych stopniach mijając co jakiś czas turystów wśród których na szczęście nie ma żadnych klapkowiczów ani podróżników z reklamówkami Biedronki. Podejście jest łagodne, a szlak szeroki toteż szybko dochodzimy do Doliny za Mnichem podziwiając widoki na okoliczne szczyty oraz obserwując z oddali zmagania łojantów z górującą nad doliną iglicą. Po krótkiej przerwie idziemy dalej na Szpiglasową Przełęcz na którą prowadzi nas zawijasami równie wygodny szlak po skalnych stopniach. Po jej zdobyciu Szpiglasowy Wierch jest już na wyciągnięcie ręki. Razem z Przemkiem szybko ruszamy w jego kierunku, a Ania postanawia zaczekać na nas na przełęczy. Podejście jest krótkie jednak nie prezentuje pojedynczego szlaku, a raczej większą ilość wydeptanych wariantów. Decydując się na jeden z nich szybko wdrapujemy się na szczyt skąd podziwiamy widoki na Dolinę Pięciu Stawów oraz robimy pamiątkowe zdjęcia. Następnie schodzimy na przełęcz gdzie czeka na nas Ania i powoli ruszamy do Doliny Pięciu Stawów.
Morskie Oko ze szlaku na Szpiglasową

Ze szlakowskazem i Mokiem w tle

Towarzyski kolega z Doliny za Mnichem
Podejście na tle Czarnego Stawu pod Rysami
Krótki odpoczynek na szlaku

Podejście na Szpiglasową

Podejście na Szpiglasową

Szpiglasowa Przełęcz (2110 m n.p.m.)

W kierunu Szpiglasowego Wierchu
Szpiglasowy Wierch (2172 m n.p.m.)

Szlak w tym miejscu schodzi ostro w dół i jest ubezpieczony łańcuchami więc bacznie obserwuję Anię jak sobie będzie radzić i czy nie będzie potrzebować pomocy lub wsparcia. Tym razem jednak pokonywanie odcinków ze sztucznymi ułatwieniami niczym nie przypomina wczorajszych problemów na Świnicy. Całą trójką schodzimy sprawnie, w dobrym tempie, co jakiś czas mijając turystów wspinających się na przełęcz. Dosyć szybko pokonujemy stromy odcinek z łańcuchami i dalej spacerkiem wracamy do schroniska, które z racji soboty i polepszenia pogody pęka w szwach. Już wczoraj wydawało mi się, że w Piątce jest dużo ludzi jednak to było nic w porównaniu do dnia dzisiejszego. Stosunkowo ładna pogoda i weekend (mamy sobotę) sprawiły, że każde wolne miejsce w schronisku jest już zajęte, a ludzi cały czas przybywa. Aż strach pomyśleć co się tutaj dzieje w szczycie sezonu. Niemniej jednak my mamy swoje miejsca na górze więc "problem przeludnienia" traktuję w kategorii górskiego folkloru, a nie problemu. Pod czujnym okiem zaskoczonych Japończyków robię szybkie pranie w kuchni turystycznej, a całą resztę wieczoru spędzamy na szeroko rozumianej integracji.
Zejście ze Szpiglasowej Przełęczy do Doliny Pięciu Stawów

Dolina Pięciu Stawów ze szlaku na Szpiglasową

Dolina Pięciu Stawów ze szlaku na Szpiglasową

Dolina Pięciu Stawów ze szlaku na Szpiglasową

Widoki z Doliny Pięciu Stawów Polskich

Gleba de-lux w Piątce
Trasa trzeciego dnia


Dzień 4 - Piątka - Zawrat - Murowaniec - Kuźnice

Kolejny poranek wita nas tak bezczelnie ładną pogodą, że aż żal schodzić z gór. Obowiązki oraz proza życia są jednak nieubłagane i po solidnym śniadaniu opuszczamy gościnne progi Piątki ruszając wzdłuż Doliny Pięciu Stawów. Temperatura tym razem postanowiła przypomnieć, że wciąż mamy astronomiczne lato, słońce świeci żwawo, a nasze humory dopisują pomimo wizji powrotu. Nieśpiesznie kierujemy się w stronę Zawratu przemierzając po raz ostatni Dolinę Pięciu Stawów. Im bliżej jej końca tym bardziej nasz szlak zaczyna piąć się do góry. Samo podejście na przełęcz nie jest wymagające ani nie prezentuje żadnych trudności, jednak pozwala na nowo rozruszać kości. Wchodząc na Zawrat grzechem byłoby nie usiąść na chwilę i nie nacieszyć oczu widokami na dwie doliny oddzielone przełęczą robiąc przy okazji krótki odpoczynek. Ania z ciekawością spogląda na początek słynnej i jakże złowrogiej Orlej Perci uznając, że nie wygląda ona aż tak strasznie, robimy kilka zdjęć i powoli szykujemy się do zejścia.

Dolina Piąciu Stawów Polskich

Widok na Dolinę Pięciu Stawów z podejścia na Zawrat

Panorama z Zawratu (2158 m n.p.m.)

Zawrat (2158 m n.p.m.) z Orlą Percią w tle

Szlak do Doliny Gąsienicowej prowadzi ostro w dół prezentując sobą wszystko to co najlepsze w tatrzańskich wspinaczkach. Sprawnie pokonujemy kolejne łańcuchy, klamry i inne sztuczne ułatwienia raz po raz mijając się z turystami nadciągającymi z dołu. Ania ponownie radzi sobie wyśmienicie, a kolejne łańcuchy nie sprawiają jej już żadnej trudności. W pewnym momencie postanawia nawet nie czekać na udrożnienie się zatoru który utworzył się przed nami tylko ruszyć w dół nieubezpieczonym i lekko sypiącym się kominem. W ten sposób omijamy newralgiczne miejsca i szybko pokonujemy cały odcinek wymagający wspomagania się górnymi kończynami. Dalsza wędrówka to spokojny spacer w dół okraszony widokami na Dolinę Gąsienicową. Szybko mijamy Zmarzły Staw, a następnie po dużo bardziej płaskim terenie idziemy brzegiem Czarnego Stawu Gąsienicowego i dalej do Murowańca. W schronisku zatrzymujemy się jeszcze na obiad oraz odpoczywamy chwilę na ławkach korzystając z pięknej pogody i widoków zanim ostatecznie zejdziemy z gór. Nieubłaganie nadchodzi jednak moment wyruszenia niebieskim szlakiem do Kuźnic biegnącym przez Przełęcz Między Kopami oraz powrót do Poznania kończący tym samym kolejny udany wypad.
Ania na zejściu z Zawratu

Zmarzły Staw ze szlaku na Zawrat

Czarny Staw Gąsienicowy ze szlaku na Zawrat

Hala Gąsienicowa

Trasa czwartego dnia

Pomimo tego, że pogoda nie była tym razem idealna cały wypad zdecydowanie oceniam bardzo dobrze, a co najważniejsze wszyscy wracamy z niego zadowoleni. Udało się zrealizować większość zakładanych planów, zdobyć kilka szczytów i przy tym podziałać coś w końcu w Wysokich Tatrach. Dodatkowo Ania pomimo ciężkich początków przekonała się, że łańcuchy wcale nie są takie straszne, a ona sama może z powodzeniem wędrować nawet w wyższych partiach gór. Jedyne co bym zmienił z perspektywy czasu to inaczej zaplanowałbym trasę drugiego dnia. Jakby jednak nie patrzeć wciąż zdobywam doświadczenie, a najlepszy na to sposób to wciąż jeździć, wędrować i wspinać się co też zamierzam uskuteczniać.