wtorek, 29 września 2015

Kiedy byłem, kiedy byłem małym chłopcem... Czyli jak to wszystko się zaczęło



[Prechistoria]
 
Pewne mądre przysłowie mówi, że nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku. W moim przypadku to były faktycznie małe kroki na dużych (szczególnie w stosunku do wielkości nóg) górkach. Co prawda niedługi czas po urodzeniu opuściłem wraz z rodzicami Dolny Śląsk osiedlając się na płaskim jak nos emerytowanego boksera Pomorzu Zachodnim jednak każdego lata staraliśmy się jeździc na wakacje do dziadków (od strony matki). Jedna z takich podróży nie skończyła się jedynie w Świdnicy gdzie mieszkali dziadkowie, a w Karkonoszach co z całą pewnością było moją pierwszą górską „wyprawą”.

Ahoj przygodo !!
(na drugim planie tuż za mną sprawczyni całego zamieszania)


Miałem wtedy może z 5 lat i nie pamiętam ile dni łącznie spędziliśmy z moją mamą i kuzynką w górach. Może 2, może 3... Z całą pewnością nocowaliśmy jednak w Samotni której panoramy i widoków nie da się przecież ani zapomnieć ani pomylić z żadną inną. Pamiętam także, że to właśnie wtedy polubiłem siedzeniem w oknie (dosłownie) które tak naprawdę pozostało ze mną na długie lata. Zresztą jak można się temu dziwić gdy „zaczynałem” mając za oknem takie widoki?

Zejście do Samotni

"Mój" parapet w Samotni który namiętnie okupowałem oraz sławetne widoki z okna


Co jeszcze zapamiętałem z tej wycieczki? Z pewnością definicję typowej górskiej aury gdyż codziennie wychodziliśmy w góry przy pięknej pogodzie, a wracaliśmy przemoczeniu do suchej nitki. Nie pamiętam jednak aby mi to szczególnie przeszkadzało.

Gdzieś na szlaku


Kolejnym ciekawym wspomnieniem jest fakt którym przez wiele lat się chwaliłem a dziś zastanawiam się nad tym ile jest w nim prawdy a ile chłopięcej skłonności do przerysowywania rzeczywistości. Doskonale zapamiętałem bowiem, że.... wbiegłem całą drogę na Śnieżkę (cała droga mogła dla mnie wtedy oznaczać główne podejście powyżej górnej stacji wyciągu co i tak stanowiłoby niezły wyczyn). Dziś takie stwierdzenie wzbudza mój szeroki uśmiech. Co prawda wystarczyłoby gdybym zapytał matki jak sprawa wyglądała naprawdę ale... postanowiłem nie konfrontować tego z rzeczywistością i pozostawić to wspomnienie takim jakie jest.

W drodze na szczyt

Dumny zdobywca Śnieżki (oczywiście z właściwą odznaką)

W dół też kiedyś trzeba...


Poza tym pozostały mi z tej wycieczki pojedyncze wspomnienia. Ciupaga kupiona na w Schronisku na Śnieżce, picie wody ze strumienia itp. Najcenniejsza rzecz jaką wyniosłem jednak z tej wyprawy to zamiłowanie do gór (i wdzięczność matce za ich pokazanie) które pozostało u mnie do dziś, a w ostatnim czasie nasiliło się bardzo mocno i nic nie wskazuje aby miało być mniejsze. Wręcz przeciwnie – nabiera coraz większego tempa ale o tym już w kolejnych wpisach.

Przy wodopoju

Usilne próby wpakowania się na barierkę

Nieco udawany ale zawsze to jakiś odpoczynek